jest czas na dyscyplinę i czas na sajgon
Mój rok szkolny podlega zawsze bardzo ścisłej dyscyplinie. Zastanowić
się można jak to jest wykonalne, jeśli proponuje się dzieciom
unschooling czyli samodzielne ustalanie czego i kiedy będą się uczyć, i
oddaje im prowadzenie. Otóż, właściwie jest to możliwe.
Funkcjonujemy w ścisłym grafiku - głównie ja - ze względu na moją prace, która odbywa się na zasadzie zajęć - o konkretnych godzinach. Wówczas i wstawanie , i posiłki i drzemka dziecka młodszego nawet do pewnego stopnia - muszą być poukładane w grafiku, aby wszystko działało. Organizacja dobra jest po prostu niezbędna. Uważam zreszta, że dobra organizacja to podstawa sukcesu, gdy chcemy pracować w domu, tym bardziej jak dzieci są z nami w domu.
Dzieci jednak poza tym że wołane są na posiłki i zajęcia językowe (a nie zawsze przychodzą! albo z opóźnieniem) to żyją swoim życiem. Każde w swoim pokoju, albo razem, albo gdzieś u sąsiadów, albo na zajęciach. JA nawet nie wiem kiedy mój syn uczył się... kiedy zaglądał do książek.
Czasem pytałam, dostawałam jakieś odpowiedzi. Ale .. to nie jest ważne. Egzaminy zdane, więc czym się martwić. Poziom językowy świetny, a rozmowy z dzieckiem na poziomie więc inteligencja myślenie i kreatywność są :)
W roku szkolny jest też ścisła dyscyplina porządkowa. Nie ma mowy o zabawkach walających się byle gdzie, niezłożonych łóżkach itd. Musi być tip top. Dlatego, że przychodzą ludzie, dlatego, że tryb zajęć to narzuca. A może ja tego potrzebuję? Chyba również ja, potrzebuję wokół porządku, aby się skupić na człowieku.. Na dzieciach, które przychodzą. I wszystko musi być wszędzie idealnie ulożone. Przybory w swoich pudełkach, skrzynkach.
ALE GDY NADCHODZI LATO I WAKACJE... Te kilka dni, gdy nie ma półkolonii. Ten mój urlop... O... to czas totalnego rozprężenia. Takiego zdrowego, bo dyscyplina nie może trwać wiecznie. Musi się totalnie rozlecieć, muszę ja i dzieci - odprężyć się. Właściwie dobry tydzień to minimum. Niezłożone łózka, stół non stop rozłożony, gary w zlewie leżą dłużej niż zwykle. Pranie wychodzi z koszy. Zabawki walają się wszędzie, w całym domu. Istny tor przeszkód. A ja.. nie sprzątam. Porządkuję pod wieczór, żeby trafić do łóżka i o nic się nie potknąć. Ja.. wysyłam starsze dziecko poza dom , do ojca lub dziadków. Jedno dziecko -- jakaż to ogromna różnica!!
I dużo piszę, blogi, teksty.
I dużo czytam. Leżę na hamaku. W piżamie. I przysypiam rano, podczas gdy mały wstaje i bawi się... Nie, nic się nie dzieje. Coż może się stać? To tylko matczyna chora imaginacja. Matka jak śpi to i tak jak zająć. Jednym uchem wszystko słyszy...
Ahh.. A potem znów dyscyplina, porządek. I lubię te cykle. Są naturalne.
Funkcjonujemy w ścisłym grafiku - głównie ja - ze względu na moją prace, która odbywa się na zasadzie zajęć - o konkretnych godzinach. Wówczas i wstawanie , i posiłki i drzemka dziecka młodszego nawet do pewnego stopnia - muszą być poukładane w grafiku, aby wszystko działało. Organizacja dobra jest po prostu niezbędna. Uważam zreszta, że dobra organizacja to podstawa sukcesu, gdy chcemy pracować w domu, tym bardziej jak dzieci są z nami w domu.
Dzieci jednak poza tym że wołane są na posiłki i zajęcia językowe (a nie zawsze przychodzą! albo z opóźnieniem) to żyją swoim życiem. Każde w swoim pokoju, albo razem, albo gdzieś u sąsiadów, albo na zajęciach. JA nawet nie wiem kiedy mój syn uczył się... kiedy zaglądał do książek.
Czasem pytałam, dostawałam jakieś odpowiedzi. Ale .. to nie jest ważne. Egzaminy zdane, więc czym się martwić. Poziom językowy świetny, a rozmowy z dzieckiem na poziomie więc inteligencja myślenie i kreatywność są :)
W roku szkolny jest też ścisła dyscyplina porządkowa. Nie ma mowy o zabawkach walających się byle gdzie, niezłożonych łóżkach itd. Musi być tip top. Dlatego, że przychodzą ludzie, dlatego, że tryb zajęć to narzuca. A może ja tego potrzebuję? Chyba również ja, potrzebuję wokół porządku, aby się skupić na człowieku.. Na dzieciach, które przychodzą. I wszystko musi być wszędzie idealnie ulożone. Przybory w swoich pudełkach, skrzynkach.
ALE GDY NADCHODZI LATO I WAKACJE... Te kilka dni, gdy nie ma półkolonii. Ten mój urlop... O... to czas totalnego rozprężenia. Takiego zdrowego, bo dyscyplina nie może trwać wiecznie. Musi się totalnie rozlecieć, muszę ja i dzieci - odprężyć się. Właściwie dobry tydzień to minimum. Niezłożone łózka, stół non stop rozłożony, gary w zlewie leżą dłużej niż zwykle. Pranie wychodzi z koszy. Zabawki walają się wszędzie, w całym domu. Istny tor przeszkód. A ja.. nie sprzątam. Porządkuję pod wieczór, żeby trafić do łóżka i o nic się nie potknąć. Ja.. wysyłam starsze dziecko poza dom , do ojca lub dziadków. Jedno dziecko -- jakaż to ogromna różnica!!
I dużo piszę, blogi, teksty.
I dużo czytam. Leżę na hamaku. W piżamie. I przysypiam rano, podczas gdy mały wstaje i bawi się... Nie, nic się nie dzieje. Coż może się stać? To tylko matczyna chora imaginacja. Matka jak śpi to i tak jak zająć. Jednym uchem wszystko słyszy...
Ahh.. A potem znów dyscyplina, porządek. I lubię te cykle. Są naturalne.
Komentarze
Prześlij komentarz